W jednym z ostatnich numerów magazynu Kuchnia przeczytałam, że jeden z polskich krytyków kulinarnych podzielił świat na narody specjalizujące się w pierogach i na narody specjalizujące się w naleśnikach i krokietach. Polacy mieli być uznani za specjalistów i w jednej i drugiej dziedzinie (choć jak dla mnie zdecydowanie jesteśmy zdecydowani pierogożercami). Ale do rzeczy- klasyfikacja to trochę uproszczenie, choć proste strzały potwierdzają tezę, Stany- pancakes, Francja- naleśniki, Meksyk- wszelkie wrapy. Do pierogoreżców zaliczymy natomiast Gruzinów, Rosjan czy Chińczyków (bo sajgonki podobno przybyły z południowej Azji).
W ostatnim czasie zauważalna jest w Polsce fascynacja chińskim pierożkami. W końcu przecież lubimy pierogi i jesteśmy specjalistami w tej dziedzinie. Na jednym z ostatnich zlotów food tracków we Wrocławiu organizowanym przy Browarze Mieszczańskim kolejka do samochodu serwującego gotowane na parze zawiniątka przypominała kolejkę za czasów PRL. Podobno trzeba było odczekać godzinę, żeby pierożki zdobyć. I choć byłam w mocno zaawansowanej ciąży i mogłam spróbować ten przywilej wykorzystać, to spragnione pierożków i zmęczone spojrzenia powstrzymały mnie. “A tam, zrobię sobie sama”- pomyślałam. Pamiętam kiedy kupowałam takie pierożki w Bangkoku na mało ruchliwej jak na to miasto uliczce. Od przemiłego, uśmiechniętego od ucha do ucha, starszego Taja. Był to jedyny wyrób, który sprzedawał- drobne chińskie pierożki, 2 złote za porcje. Ten moment serdeczności, ciepło bijące od tego człowieka i smak pierożków to jedno z milszych wspomnień z wizyty w tym mieście. Tak, koniecznie muszę takie pierożki zjeść!
Opowiedziałam o nich mojej mamie. Która stwierdziła, że podejmuje wyzwanie i robi je, bo zakładka kuchnia mamy na naszym blogu jest zbyt tradycyjna i musi trafić na nią coś nowoczesnego. Dlatego zapraszamy na pierożki chińskie (w sumie stare jak świat). Zasadniczo różnią się od naszych rodzimych tym, że nie wykonujemy ich z ugotowanego mięsa. Lecz z surowego, np. wieprzowiny. Doprawione są czosnkiem, porem, sezamem i azjatyckim umami czyli sosem sojowym. Ciasto jest rozwałkowane na trochę cieńsze, ale nie przezroczyste. My przyrządziłyśmy je na kształt uszek czy kołdunów. Ale to było dobre! Dla takich właśnie smakołyków nie potrafię zrezygnować z mięsa…
- Ciasto:
- 250 ml ciepłej wody
- 300 g mąki pszennej
- farsz
- 200 g mielonej wieprzowiny (z polędwicy)
- 2 ząbki czosnku
- 1 szalotka
- 2 łyżeczki sosu sojowego
- 2 łyżeczki soku z limonki
- pół łyżeczki startego imbiru
- 1 łyżeczka oleju sezamowego
- kilka ziaren kolendry i kuminu- uprażonych i później zmielonych
- kilka listków świeżej kolendry
- Do podania: sos sojowy, drobno posiekana chili, kolendra, szczypiorek, sezam
- W ciepłej wodzie rozpuszczamy sól. Wodę dodajemy do miski z mąką. Zagniatamy ciasto. Przenosimy je na stolnicę i odstawiamy na 30 minut. Rozwałkowujemy na trochę bardziej cienkie niż na pierogowe.
- W dużym garnku gotujemy wodę.
- Przygotowujemy farsz. Drobno siekamy czosnek i szalotkę. Łączymy składniki farszu i wyrabiamy. Rozwałkowane ciasto kroimy na kwadraty 4 centytrowe. Nakładamy na nie po łyżce farszu i zaklejamy jak uszka: łączymy najpierw przeciwległe rogi, zaklejamy boki i sklejamy boki trójkąta. Wrzucamy do wrzątku około 2 minut. Możemy też je przygotować na parze. Podajemy z sosem sojowym, posypane chili, sezamem, kolendrą i szczypiorkiem
