Decyzja o wyborze tematu warsztatów kulinarnych, na które chcielibyśmy się wybrać, okazała się prosta. Wybieramy warsztaty z kuchni gruzińskiej. Z dwóch powodów: w ostatnim czasie jesteśmy bardzo mocno ograniczeni, jeśli chodzi o dalekie podróże. Ponowny wypad do Azji, na pewno będziemy musieli odłożyć w czasie. Jednym z wielu miejsc, które bardzo chcieliśmy odwiedzić jest właśnie Gruzja. O której słyszeliśmy różne opinie, od skrajnie pozytywnych do tych negatywnych. Druga sprawa, to fakt, że byliśmy bardzo ciekawi gruzińskiej kuchni. Przyjaciele, którzy mieli przyjemność podróżowania w tamte strony, przywieźli przede wszystkim wspomnienia o kolendrze dodawanej do każdego posiłku. Jeśli ktoś nie lubi jej smaku- no cóż, ma problem. Akurat my należymy do kolendrowych entuzjastów, więc hasło kolendra do wszystkiego, nie zadziałało na nas odstraszająco.
Skoro wyjechać nie możemy, postanowiliśmy chociaż “liznąć” temat kuchni gruzińskiej lokalnie. Warsztaty w Studio Kulinarnym Browar Mieszczański są prowadzone przez Gruzina, który swoim uwielbieniem i kultywowaniem kuchni gruzińskiej, zaraża Wrocławian.
Na pierwszy plan warsztatów wysuwa się zdecydowanie atmosfera i gościnność gospodarza. Nie ma miejsca na per, pani, krawaty i gotowanie na czas. Szybko zapominamy, że w sumie jesteśmy na warsztatach. Idea jest, że spotykamy się, aby wspólnie mile spędzić czas, pogotować a przy okazji poznać bliżej kuchnię gruzińską. Rozpoczynamy od toastu, które jak Georgi wyjaśnia, są bardzo ważnym elementem kultury gruzińskiej. Jeśli przy stole mamy kilku biesiadników, to jeden z nich przejmuje rolę Tamady i to on jest odpowiedzialny za wznoszenie toastów. Pijemy czerwone wino, które w Gruzji jest bardzo popularne ( to temat rzeka, nie będę nawet próbowała go rozpoczynać)
Ale równocześnie każdy z uczestników jest mocno zaangażowany w pracę. Są 2 rodzaje ciast do zagniecenia, przygotowanie warzyw do wielkiego gara zupy i pysznej przystawki z bakłażanów z orzechową pastą. Więc jest co robić. I co degustować.
Najbardziej pracochłonne w przygotowaniu okazały się Chinkali, duże kołduny, wewnątrz wypełnione bogato doprawionym mięsem mielonym, na przykład wołowiną czy baraniną, które podczas gotowania “puszcza” wodę, dzięki czemu samoistnie w kołdunie tworzy się taki jakby rosołek. Ciasto jest dość podobne do pierogowego, choć bardziej twarde i elastyczne, dłuższy jest też proces wyrabiania ciasta- minimum 20 minut. Następnie ciasto wałkujemy, wykrawamy i ponownie wałkujemy. A sztukę kończy uformowanie falbanek w taki sposób, żeby stworzyć sakiewkę. Podobno idealnie jest, żeby miała 16 falbanek ;) Teraz jeszcze należy chinkali umiejętnie spożyć: delikatnie nagryzamy ciasto, trzymając za czubek sakiewki odwróconą do góry i wypijamy rosołek a następnie zjadamy resztę. I reasumując: danie bardzo chciałabym powtórzyć w warunkach domowych, ale chyba będziemy musieli przeznaczyć cały wolny dzień dedykowany tej czynności.
Hitem były oczywiście chaczapuri, chyba najbardziej osławione danie kuchni gruzińskiej, często nazywane gruzińską pizzą. W wolnym tłumaczeniu znaczy chleb z twarogiem (chaczo-chleb, puri-twaróg). Wariacji jest wiele, w różny sposób robi się ciasto, formułuje się w różne kształty a dodawany ser, to najczęściej ten który jest pod ręką. Alew najbardziej popularnej wersji to okrągły placek drożdżowy, w którym wewnątrz zamknięta jest mieszanka serów. Kluczem do przyrządzenia dobrego chaczapuri jest dobre ciasto, odpowiednio elastyczne oraz idealnie zbalansowana mieszanka serów. Która tak na prawdę zależy od naszych preferencji. Warto poeksmeryntować z lokalnymi serami. Idealnie smakuje na przykład z korycińskim. My dodaliśmy jeszcze dobrego twarogu i goudy. Tak, placek już gościł u nas w domu i na pewno niedługo podzielimy się przepisem.
Nie zabrakło dania z warzywem, jak powiadają najbardziej popularnym w Gruzji, czyli bakłażanów. Gio nauczył nas przyrządzać finezyjne, uroczo wyglądające roladki faszerowane pyszną orzechową pastą (orzechy również są szeroko stosowane w Gruzji), wzbogaconą czosnkiem, aromatem octu winnego, pietruszki i kolendry. Całość posypana szczodrze granatem.
Przygotowaliśmy jeszcze aromatyczną zupę charczo, ostrą i bardzo bogato doprawioną. Idealną na rozgrzewkę w zimy wieczór. Całość gotowania uwieńczona została wspólną ucztą. No cóż przyznam, że już podczas przyrządzania posiłków, sporo zostało podjedzone. Wszak gotując, trzeba próbować. Ale nic straconego, otrzymaliśmy zestawy na wynos.
To zaledwie przedsmak tego, co można spróbować w Gruzji. Znalazłam też ciekawy portal o Gruzji LINK– niezła kopalnia wiedzy. My na pewno będziemy jeszcze zgłębiać temat, pewnie przepisy zagoszczą tu niebawem.